Wprawdzie Wisła przystępowała do meczu jako lider, który nie przegrał w tym sezonie żadnego meczu, trudno jednak byłoby stawiać ją w roli faworyta. Stołeczna jedenastka, bez względu na zajmowane w tabeli miejsce zawsze jest niezwykle groźna. A podrażniona kompromitacją w dwumeczu z AEK Larnaka miała wiele do udowodnienia. Zapowiadało się więc widowisko godne określenia go mianem hitu kolejki.
W ósmej minucie meczu Wisła zaatakowała prawą stroną boiska, a piłka między jej piłkarzami wędrowała jak po sznurku, by ostatecznie trafić do Jorge Jimeneza. Hiszpan zdecydował się na uderzenie z dystansu, a Kacper Tobiasz miał spore problemy ze skuteczną interwencją. Warszawski bramkarz nie zdołał się nawet ruszyć, gdy zza pola karnego uderzał Dominik Kun. Tym razem jednak piłka trafiła w obrońcę.
„Do trzech razy sztuka” – mówi znane porzekadło. Tak właśnie było i tym razem. Jorge Jimenez posłał piłkę z prawego skrzydła na pole karne, gdzie za plecami defensorów pojawił się Marcin Kamiński, który precyzyjnym strzałem otworzył wynik meczu.
Po stracie gola Legia bardzo energicznie ruszyła do przodu, ale gospodarze umiejętnie się bronili, nie dopuszczając przyjezdnych do klarownych sytuacji strzeleckich. Głównym zadaniem Rafała Leszczyńskiego było wznawianie gry z piątego metra, gdy piłka opuszczała boisko.
Niebiesko-biało-niebiescy cofnęli się w okolice własnego przedpola, ale bronili się bardzo umiejętnie, co jakiś czas strasząc przyjezdnych szybko organizowanymi wypadami ofensywnymi. Swoich pozycji do strzału szukali Łukasz Sekulski, Dominik Kun i Jorge Jimenez. Właśnie ten ostatni był bliski szczęścia, gdy po składnej akcji prawą stroną piłka trafiła wprost pod jego nogi. Niestety obracający się w kierunku bramki Hiszpan nie przymierzył z odpowiednią precyzją.
W 44. minucie po krótko rozegranym rzucie rożnym Dani Pacheco dośrodkował z prawej strony na długi słupek, a piłkę głową trącił Andrias Edmundsson. Gdyby zrobił to mocniej, zapewne cieszylibyśmy się z kolejnego gola. Wprawdzie strzału próbował jeszcze zamykający akcję Łukasz Sekulski, ale został zablokowany.
W doliczonym czasie gry prawą stroną pomknął Kevin Custović, który dograł piłkę do Jorge Jimeneza. Niestety podanie było zagrane na zakroczną nogę naszego gracza, nie mogło więc przynieść spodziewanego efektu.
Po zmianie stron Legia ruszyła do przodu ze zdwojoną energią. Jako pierwszy Rafała Leszczyńskiego chciał sprawdzić Wahan Biczachczjan. Skończyło się jednak na strachu. Podobnie było, gdy chwilę później uderzał Steve Kapuadi.
W 60. minucie próbkę swoich możliwości dał Quentin Lecoeuche przemieszczając się lewą stroną boiska w tempie TGV. Jego zagranie na długi słupek miało trafić na głowę Kevina Custovicia. Niestety, Szwedowi zabrakło centymetrów, aby przymierzyć odpowiednio mocno.
Trener Edward Iordanescu widząc, że jego podopieczni nie mają pomysłu na sforsowanie doskonale usposobionej płockiej defensywy, po godzinie gry zdecydował się na potrójną zmianę, na co po kilku minutach Mariusz Misiura odpowiedział zastąpieniem Quentina Lecoeuche’a przez Bojana Nasticia.
Legia niemal przez całą drugą połowę miała zdecydowaną przewagę w posiadaniu piłki, niewiele jednak z tego wynikało, bo płocka defensywa spisywała się bez zarzutu, kasując wszelkie ofensywne zapędy przyjezdnych. Na początku doliczonego czasu gry wszelkie emocje mógł zgasić Matchoi Djalo, nie sięgnął jednak piłki, którą z prawej strony dogrywał mu w pole karne Dominik Kun.
Wisła Płock – Legia Warszawa 1:0 (1:0)
Bramka Kamiński (11.)
Wisła: Leszczyński – Edmundsson, Kamiński, Haglind-Sangré – Pacheco (73. Mijusković), Custović (84. Pomorski), Lecoeuche (68. Nastić), Nowak – Kun – Sekulski (84. Kalandadze), Jimenez (73. Djalo)
Legia: Tobiasz – Reca (60. Vinagre), Kapuadi, Ziółkowski,Wszołek – Biczachczjan, Burch, Kapustka – Morishita (60. Nsame), Stojanović (60. Elitim) – Rajović (71. Szkurin)
Żółta kartka: Kapustka
Sędziowie: Łukasz Kuźma (jako główny) oraz Jakub Winkler i Piotr Podbielski (asystenci)
Napisz komentarz
Komentarze